kopie wszystkich dokumentów.
Schyliła się po teczkę, otworzyła ją i podała obojgu po grubym pliku papierów. Lee nerwowo przerzucał kartki, z jego gardła wydobył się niski, nieartykułowany pomruk zaprzeczenia i niedowierzania. Drżącymi rękoma Milla wyjęła jeszcze dwa dokumenty - To jest podpisane przeze mnie i Davida formalne zrzeczenie się praw rodzicielskich do Justina... Zacka. Zrzeczenie na waszą rzecz. Rhonda i Lee zamarli, wpatrując się z osłupieniem w papiery trzymane przez Millę. Najwyraźniej nie mogli uwierzyć w to, co an43 410 słyszą. Milla ostatkiem sił stłumiła czarną rozpacz, którą czuła już prawie w gardle. Jeszcze chwilę... Jeszcze tylko chwilkę... - Nie stawiamy żadnych warunków. Zabranie wam dziecka zniszczyłoby chłopcu życie, a my za bardzo go ko... kochamy, żeby robić mu coś takiego. Czego my się o nim dowiemy - jeżeli w ogóle czegokolwiek - zależy wyłącznie od was. Wychowujecie go, kochacie, znacie lepiej niż ktokolwiek na świecie. Czy on... wie, że jest adoptowany? Rhonda w milczeniu skinęła głową. - Ale nigdy o to nie pytał - dodał Lee. Jest szczęśliwy, zdrowy, kochany. Nie potrzebuje niczego więcej, pomyślała Milla. Jeżeli kiedyś zapyta, to pewnie tylko z ciekawości. Wyjęła z teczki jeszcze jedną dużą kopertę i podała Winbornom. - To osobiste dane moje i Davida, nasze karty zdrowia, grupy krwi, wszystko, czego moglibyście potrzebować w razie, gdyby coś przytrafiło się Zackowi. Są tam też nasze adresy i telefony. Gdyby zmieniły się te dane adresowe, prześlemy wam informację. Są też adresy naszych rodziców i... kilka zdjęć na wypadek, gdyby chłopak kiedyś się tym zainteresował, a wy zdecydowalibyście się opowiedzieć mu to wszystko. Dołączyłam też wycinki z gazet o porwaniu. Nie chcę, by pomyślał kiedyś, że go nie chciałam - nabrała powietrza, potrzeba jej było tlenu. - Jego ojciec ma iloraz inteligencji geniusza i jest jednym z najwspanialszych ludzi, jakich spotkałam w an43 411 życiu. Ma blond włosy i niebieskie oczy, Zack bardzo jest do niego podobny. Oboje jesteśmy zdrowi, nie mamy żadnych wad genetycznych. Dobry Boże, ile jeszcze wytrzyma? Wpatrująca się w Millę Rhonda zasłaniała sobie usta pięściami, po policzkach ciekły jej obfite łzy. Lee głośno przełykał ślinę, starając się zachować zimną krew. Tylko Diaz pozostał niemą, mroczną obecnością za jej plecami. Nie popatrzyła na niego, nawet nie rzuciła okiem. - Mam nadzieję - kontynuowała niezbornie Milla - że kiedyś Zack będzie chciał czegoś się o nas dowiedzieć. Może będzie chciał nawet nas poznać. Ale jeśli tak się nie stanie, proszę, nie czujcie się, jakbyśmy zawsze byli tuż obok, śledzili was czy obserwowali. Nigdy nie będziemy się z wami kontaktować, oprócz tych ewentualnych wypadków uaktualnienia danych adresowych. To wy jesteście jego