- Tak, milordzie.
Załatwiwszy sprawę, Sinclair wrócił do faetonu i ruszył ku Berkeley Square. Przynajmniej raz mu się poszczęściło. Nie wiedział, że Astin Hovarth był tamtego tygodnia w Londynie. Chętnie by porozmawiał z dobrym przyjacielem Thomasa, który znał inne osoby z otoczenia brata i jego zwyczaje. Przed tym cholernym obiadem charytatywnym powinien zdążyć napisać list do hrabiego Kingsfeld. Potrzebował jakiejś wskazówki, zanim rozpocznie polowanie. Na twarzy Milo, który otworzył mu drzwi, gościł dziwny wyraz. Sinclair zatrzymał się w progu. - O co chodzi? - O nic, milordzie. - Wyglądasz, jakbyś połknął żabę. Kamerdyner odchrząknął. - Lady Althorpe właśnie otrzymała dodatkową... przesyłkę z Fontaine House. - Naprawdę? Dobrze, że nie uciekła z kraju. - Chyba jest w oranżerii, milordzie. Wszedł po krętych schodach na piętro. Gdy zbliżał się do pokojów żony, minął dwóch lokajów niosących coś, co wyglądało na resztki egzotycznych roślin i kwiatów. Zapukał. - Chwileczkę! Minęło sporo czasu, zanim drzwi wreszcie się otworzyły. Pokojówka spojrzała na niego z przestrachem, po czym odwróciła się i zawołała: - To lord Althorpe, milady. - Niech wejdzie. Jenny, zatrzymaj Henriettę! W tym momencie obok jego nóg śmignęło coś białego. Sinclair bez namysłu się schylił i złapał uciekiniera. - Co, do dia... W tym momencie Victoria wpadła na niego z impetem, zachwiała się i usiadła na podłodze. - Och ! - Nic ci się nie stało? - zapytał z troską, nie wiedząc, czy wybuchnąć śmiechem, czy ją ratować. - Nic . Ukucnął obok żony i podał jej zbiega. - Chyba jego goniłaś? - Dzięki Bogu. Chodź, moje słodkości - powiedziała pieszczotliwym tonem, tuląc zwierzątko do piersi. - Co to jest? - Pudelek. - Niemożliwe. - Owszem! Prawie. Jesteśmy tego niemal pewne, prawda, Henrietto, moje kochanie? - To miotła z nogami. Zaśmiała się i spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem. - Nie mów tak. Jest bardzo nieśmiała.